środa, 3 lutego 2016

Wizyta u weterynarza

Heeej! Witam Was w kolejnym poście po półrocznej przerwie. Powodów tego urlopu nie chce mi się pisać, a pewnie bardziej interesują Was posty o świnkach, nie o moim lenistwie :).
Pewnie długo bym tu jeszcze nic nie napisała, gdyby nie wczorajsza wizyta u weterynarza Toli. Było sporo stresu, ale na szczęście wszystko jest już (chyba) dobrze.
W rozwinięciu postu trochę ciekawostek z życia Toli, a w następnym poście informacje o pewnej torbieli zwanej kaszakiem.


Parę miesięcy temu zauważyłam u Toli pewną zmianę na skórze. Była to taka narośl, nagniotek - kiedy brałam to w palce, była miękka, kiedy nacisnęłam, przez chwilę nie zmieniało kształu nadanego przeze mnie. Zaczęłam wtedy myśleć, żeby jak najszybciej pójść do weterynarza, ale po rozmowie z mamą stwierdziłam, że kiedy narośl zacznie się powiększać, udamy się do lekarza z prosiakiem. Zachowanie Toli się nie zmieniło, nadal była radosna i chętna do jedzenia.
Niestety nie zrobiłam zdjęcia nagniotka przed wizytą, bo grube futro Tolki mi to uniemożliwiło.

Wczoraj z rodzicami i zapakowaną w transporter Tolą owiniętą kocykiem poszłam do weterynarza. Kiedy prosiak znalazł już się na blacie, lekarz zaczął obcinać włosy Toli dookoła narośli. Dopiero po ogoleniu okolic na dobre się przestraszyłam, bo była ona naprawdę wielka! Weterynarz oczyścił ją jodyną i zaczął nakłuwać. Kiedy wypłynęła z niej krew, stwierdził, że to kaszak. (o którym za chwilę). Tola dostała znieczulenie i lekarz zaczął usuwać kaszaka. Jest to bardzo nieprzyjemny widok. Muszę niestety relacjonować to z opisu mojej mamy, bo ja tego nie wytrzymałam i zrobiło mi się słabo. Siedziałam tak do końca w poczekalni.

Kaszaka wyjmuje się w ten sposób, że rozcina się go i wyjmuje wnętrze. Potem wystarczy zszyć i gotowe.
Uwaga, poniżej daję zdjęcie zszytej skóry Toli - nie jest to przyjemny widok, więc szybko przewińcie sobie na dół, jeśli was to obrzydza (prawdę mówiąc, mnie bardzo). Rana jest trochę zakrwawiona i dopiero dzisiaj prosiak będzie myty.


Kontrola jest za tydzień, dokładnie we wtorek. Trochę zachodu jest. Codziennie Tola musi mieć nałożony okład na ranę i tak musi wytrzymać pół godziny na moich rękach. Każdego dnia musi też dostawać zastrzyk z antybiotykiem pod skórę i dzisiaj musimy ją jeszcze umyć.

Mimo to cieszę się, że zagrożenie zdrowia Toli (kaszak, jeśli nie zostanie usunięty po dłuższym czasie, zacznie być bolesny dla świnki) minęło i warto było pójść do weterynarza :)

W następnym poście trochę informacji o kaszaku.
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze to przeczyta. Chcielibyście reaktywację bloga?

1 komentarz: